Temat polskich, gumowych podróbek to materiał na książkę, jeśli nie całą serię, bowiem historia mniej lub bardziej amatorskiego odlewnictwa ma w naszym kraju naprawdę długą i bogatą tradycję. W czasach PRL, gdy na świecie rosły w siłę marki takie jak G.I. Joe, Star Wars czy Masters Of The Universe, u nas królowały przede wszystkim ołowiane żołnierzyki i szmaciane lalki. Nic więc dziwnego, że mający biznesowe zacięcie rodacy szybko wyczuli gigantyczny potencjał płynący z obrotu zabawkami przedstawiającymi walczących na miecze świetlne kosmicznych bohaterów, napakowanych siłaczy czy uzbrojonych po zęby i doskonale wyposażonych komandosów. Jako że oryginalne figurki były dostępne jedynie w Peweksach, szybko zagospodarowano nisze i słynne na cały świat, a także osiągające dziś spore ceny polskie bootlegi dosłownie zalały stragany i budki na bazarach w całym kraju. Królowie nadmorskich kurortów Gumowi wojownicy, gumowe żółwie i równie gumowi komandosi zaczęli wymierać stopn...