Czysty żywioł
Z Punisherem jest jak z Chuckiem Norrisem, Van Damem i całą resztą gwiazdorów kina akcji. Doskonale wiemy czego możemy spodziewać się biorąc do ręki kolejny komiks z Frankiem, który zdążył nas już przyzwyczaić do masakrowania na wszelkie sposoby kolejnych zastępów wrogów, pochodzących praktycznie z każdego znanego światu kręgu kulturowego. Nie spodziewamy się absolutnie poza zastępami trupów, których narodowość dla Punishera nie ma praktycznie żadnego znaczenia — wystarczy, że to najgorsze możliwe szumowiny, które on mieli niczym maszynka do mięsa, za każdym razem gdy tylko znajdą się w polu jego widzenia. Spójrzmy na ten przepiękny świat, gdzie w kolejce do rozwałki czekają Włosi, Irlandczycy, Japońska mafia czy gangusy z Getta. Kolejne serie zaskakują nas wymyślnymi sposobami uśmiercania wrogów Franka i zalewają strony kolejnymi litrami krwi.
Czy jest to potrzebne?
Oczywiście, że tak! Z jednej strony wiemy czego się spodziewać i nie oczekujemy po Punisherze absolutnie niczego poza czystą demolką. Castle w kolejnych wcieleniach przypomina nam jedną z niepowstrzymanych sił przyrody i niezależnie od tego, kto stanie mu naprzeciw — zostanie zmiażdżony w najbardziej brutalny sposób. Mimo tego, że wątki fabularne u Franka są często tylko pretekstem do kolejnej rozwałki i przypominają oklepane motywy z kina sensacyjnego klasy B, to równie często trafiają się perełki. Przemoc w komiksach z Punisherem otulona jest kołderką groteski, jak to było np. w runie Aarona, czy wzbogacona o intrygujące i wciągające historię — jak w runie Ennisa. To właśnie w Punisherze uwielbiam.
Druga połówka jabłka
Z drugiej strony mamy Deadpoola, czyli czerwonego, głupkowatego najemnika, który wyglądem przypomina nieco Freedy'ego Kruegera. Polscy czytelnicy poznali go w dużej mierze podczas premiery filmu z jego udziałem w lutym zeszłego roku. Oprócz bycia ambasadorem klozetowego humoru w świecie Marvela, Wade Wilson jest także doskonałym zabójcą, więc wydaje się, że seria, w której staje on naprzeciw Punishera, będzie epickim pokazem brutalności, na skalę jakiej jeszcze nie było. Po tej serii oczekuję absolutnej pożogi krwi i zniszczenia. No dobra może nie aż tak, ale przyznajcie, że zapowiada się grubo, nie? Nie oczekuję oczywiście nie wiadomo jak głębokiej historii, ponieważ podchodzę do tego w ten sposób, że o ile nie będzie to jakąś kompletną, źle narysowaną kupą — i tak przeczytam tę serię, bo uwielbiam te dwie postacie, jak żadne inne. Czytając różne starsze serie z przygodami Franka Castle, przyzwyczaiłem się poza tym do rozmaitych kibelkowych zapełniaczy czasu, w postaci różnych komiksów, które dosłownie przemęczyłem z sympatii dla głównego bohatera.
Dobra, no to do rzeczy.
Pierwszy numer zaskoczył mnie jednak tym, że historia wydaje się naprawdę dobrze zapowiadać. Plot obecny w jedynce to niby nic nowego, ale jest to takie "nic" podane w sposób, który może nawet lekko zaskakuje? Jest zwrot akcji, tajemniczy wróg, który się jeszcze nie ujawnił i powolny zwrot ku team-upowi obu bohaterów po dynamicznym początku gdzie po kilku stronach zostajemy wrzuceni w wir akcji — w końcu Castle nie zwykł się pierdolić w tańcu, a i Deadpoola nie trzeba specjalnie namawiać do podjęcia walki. Całość rozbija się o postać Banksy'ego, który staje się punktem spornym pomiędzy dwoma bohaterami. To z jednej strony księgowy Deadpoola, a z drugiej żywa pralnia brudnych pieniędzy, która do tej pory skutecznie unikała wzroku Punishera. Łatwo można domyślić się, do czego doprowadzi prywatna Vendetta Franka C.
Czy warto czekać?
Z niecierpliwością czekam na drugi numer z racji tego, że wbrew oczekiwaniom historia naprawdę mnie zainteresowała. Kluczową kwestią jest pojedynek obu postaci, które nie mają sobie równych, w odbieraniu życia w świecie Marvela. Dodatkowego smaczku nadaje Healing Factor Wade’a dający mu ogromną przewagę nad niezniszczalnym do tej pory Punisherem, który jest dosłownie chodzącą zagładą. Nie łudzę się już jednak, że zostanie tu pokazane jakieś niesamowite starcie dwóch tytanów, jednak team-up, który niewątpliwie nastąpi w kolejnym numerze, jest bardzo ciekawą opcją, zwłaszcza po ostatnich, niezbyt udanych Thunderboltsach, które kupiłem tylko z uwagi na rysunki Dillona oraz udział Franka i Wade’a. Szczerze mówiąc to miałem z tyłu łowy taki delikatny głosik szepczący, że będzie to jakieś Thunderbolts dwa tylko w węższym gronie.
Na szczęście głosik błyskawicznie skończył z poderżniętym gardłem po przeczytaniu pierwszego numeru Deadpool vs Punisher, który dał mi naprawdę spore nadzieje na świetny run. Jak chodzi o kreskę, to jest lekko i przyjemnie. Taka wesoła rozpierducha pomiędzy dwoma największymi mordercami w całym, ogromnym świecie Marvela. Kolory są żywe a kreska czysta i estetyczna. Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy warto to po prostu przejrzyjcie kilka pierwszych kadrów, a Deadpool vs Punisher samo was porwie, wyciągając wnętrzności na zewnątrz i zawiązując je dookoła drzewa. Od dawna żadna seria nie sprawiła mi takiej radości i nie dała takich nadziei na dalsze wrażenia jak starcie Wilsona z Castle. Szczerze polecam ten numer nie tylko miłośnikom obu postaci. Dla fanbojów Punishera i Deadpoola jest to natomiast pozycja obowiązkowa!
Komentarze
Prześlij komentarz