Przy okazji Dnia Darmowego Komiksu wybrałem się do kina. Postanowiłem połączyć recenzje w jedno i podzielić się z Wami swoimi odczuciami odnośnie dwóch Blockbusterów, które miałem przyjemność (wątpliwą i niewątpliwą) wczoraj zobaczyć. No to zaczynamy!
Różowe lata 80-te
Strażnicy galaktyki to klasa sama w sobie. Dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem po kontynuacji, czyli wszystko powtórzone raz jeszcze tylko, że w tętniącej kolorami przestrzeni nawiązującej wszem wobec do kina lat 80-tych. Gościnny występ Davida Hasselhoffa, Sylvester Stallone jako Starhawk, nie wspominając już o Kurcie Russellu, jako Ego - to dopiero wierzchołek góry lodowej. Wspaniała część pracy zrobiła ścieżka dźwiękowa, która dała filmowi jeszcze większego kopa niż w części pierwszej. Mały Groot był naprawdę urzekający, mimo że przed filmem miałem obawy, że będzie bardzo drażnił i próbował bawić na siłę.
Światełka na niebie
Drugim jasnym punktem był Drax, który został delikatnie rozwinięty w stosunku do pierwszej części. Jego występ nie opierał się już jak poprzednio jedynie na sypaniu żartami związanymi z niezrozumieniem metafor, ale pozwolił nam zobaczyć fajną relację, jaką postać ta nawiązała z Mantis, która mam nadzieję, pojawi się w kolejnej części. Dodajmy do tego wzruszającą końcówkę i otrzymamy film, na który chce się iść drugi raz, tym razem ze znajomymi, którzy niekoniecznie wcześniej interesowali się komiksami. Strażnicy Galaktyki vol. 2 to dzieło tak przystępne i tak przyjemnie, jak tylko się da!
![]() |
Tak się trochę czułem oglądając nowego Obcego |
Taki obcy zły jak go malują.
Teraz mniej przyjemny temat, a mianowicie Obcy: Przymierze. Jasne poza paskudnym CGI młodych osobników (białe wtf?) reszta o mały włos byłaby nawet przystępna. Był kosmiczny statek z osadnikami, kosmiczne jaja z wyskakująca niespodzianką, obcy, który pokazał się dopiero pod koniec filmu, ale był za to całkiem nieźle zrobiony (prawda?). Scenerie w pierwszej części filmu nadawały naprawdę fajnego klimatu, by później zmienić się na ciemną jak środek dupy nekropolie, z ukrytym w niej blond trollem spędzającym większą część swoich przymusowych wakacji na preparowaniu zwłok dawnej koleżanki i graniu na flecie. Największym atutem filmu była ciemność, dzięki czemu o mały włos udało się twórcy (Ridley co z tobą?) zbudować klimat znany z poprzednich części. O mały włos, ponieważ brak oświetlenia posłużył tu jako wspaniała zasłona pozwalająca zakryć ten stek bzdur. Końcówka była, tak przewidywalna, jak tylko się da, a głupota i bezpłciowość bohaterów kłuła w oczy, jak ta postać z Hellraisera (nie, nie Pinhead). Dostaliśmy wszystko to, co w poprzednich częściach tylko tym razem wykonane jeszcze gorzej niż zwykle. Największym plusem oglądania Obcego w kinie było to, że nie mogłem po prostu wyjść i obejrzałem film do końca, dzięki czemu mogłem się tym z Wami podzielić. W domowych warunkach pewnie bym nie dotrwał.
Uwielbiam Strażników Galaktyki. Dużo humoru, a i łezka się zakręci.
OdpowiedzUsuńPłakałem pod koniec :( Uwielbiam Rookera.
Usuń