Przejdź do głównej zawartości

Potwór w ludzkiej skórze — czyli recenzja Retro Leatherface by NECA



Wyobraź sobie, że kończy Ci się paliwo i Twój samochód zatrzymuje się nagle gdzieś pośrodku niczego, a dookoła jak okiem sięgnąć tylko pustynia i ani kropli benzyny. W dodatku całkiem niedaleko znajduje się farma zamieszkała przez miłośników ludzkiego mięsa którzy tylko czekają na taką okazję. W poszukiwaniu pomocy zaczynasz rozglądać się po okolicy i nieświadomy zupełnie niebezpieczeństwa pukasz nie do tych drzwi, do których powinieneś. Dom wygląda na opuszczony, wiec wchodzisz do środka, jednak wewnątrz ktoś jest. Dziwne odgłosy dobiegające z piwnicy powinny być wystarczającym argumentem przemawiającym za tym, że jednak lepiej będzie, jeśli szybko się stad zabierzesz. Zanim jednak zdążysz się opamiętać — w drzwiach staje on!




In the middle of nowhere

Leatherface to opóźniony umysłowo mężczyzna wykorzystywany przez bezwzględną rodzinę kanibali. Podobnie, jak reszta jego krewnych ma on niebywały talent do szlachtowania, a także do oprawiania skór swych ofiar, rzeźnictwo jest bowiem rodzinną tradycją rodu kultywowaną od pokoleń. Najczęstszymi ofiarami Leatherface’a i jego szalonej rodzinki są zbłądzeni wędrowcy, którzy nieszczęśliwym zrządzeniem losu wylądowali w samym środku teksaskiego pustkowia.



Don’t mess with Texas

Czy muszę wspominać, że jestem wielkim fanem debiutu i zarazem pierwszej, oryginalnej wersji Leatherface’a? Jest to jedna z moich ulubionych postaci z horrorów w ogóle, a jego przypadek jest tak wstrząsający, że naprawdę mało który bohater slasherów może się z nim równać. Epatujące okrucieństwem sceny połączone z uczuciem odizolowania i ogarniającego niepokoju sprawiają, że podczas oglądania filmu z 1974 roku włosy stają dęba. Efekt potęguje również to, że figurka wygląda, jak żywcem wyjęta z jednego z najważniejszych horrorów w historii — co jest naprawdę przerażające. Leatherface jest nie tylko niesamowicie wyrazisty, ale i cholernie odrażający, a cały kontekst historii czyni także z niego postać na swój sposób tragiczną. Czego by o nim nie mówić, to jednego możesz być pewny — Leatherface to gość, który z całą pewnością chciałby znaleźć się w Twojej skórze!



Wechikuł czasu

Texas Chainsaw Massacre 8" Clothed Figure 40th Anniversary Leatherface by NECA — pod tą długą i skomplikowaną nazwą kryje się figurka, która wygląda dokładnie tak, jakby powstała w czasach świetności filmu Tobe’a Hoopera. Wersja retro to prawdziwy strzał w dziesiątkę, bo trzymając ją w rękach, ma się wrażenie, że cofnęliśmy się o 40 lat i jesteśmy w samym środku akcji krwawego slashera. Ubranie Leatherface’a jest dokładnym odbiciem stroju znanego nam z filmu — rzeźnik ubrany jest w zakrwawioną koszulę i jeszcze bardziej zakrwawiony fartuch. Oglądając "Teksańską masakrę piłą mechaniczną" po raz pierwszy, nawet nie zauważyłem, że koszula Leatherface’a tak naprawdę nie jest cała biała tylko w czerwone paski. W przypadku figurki widać to wyraźnie.





Uwagę przykuwają również sporych rozmiarów skórzane buty i jeansy z tylną kieszonką, w której można umieścić dołączany do zestawu potężny młot do uboju bydła. Warto wspomnieć, że materiał jest naprawdę przyjemny w dotyku i doskonale spełnia swoją funkcję, dodając figurce jeszcze więcej realizmu. Nie mogło zabraknąć także zawadiacko przekrzywionego krawata będącego jednym ze znaków firmowych mordercy z mechaniczną piłą.




Twarzą w twarz z zagrożeniem

Maską, którą Leatherface nosi na twarzy, jest wiernym odwzorowaniem tej znanej nam z filmu. Mam tylko jedno małe zastrzeżenie — brwi w figurkowej wersji maski są wyraźnym rysunkiem. Widać pojedyncze kreski sugerujące nam, że zostały one przez Leatherface’a domalowane — tymczasem w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" te brwi są świetnie zachowanym elementem twarzy poprzedniego właściciela. Taki mały szczegół, który jednak ukłuł mnie w oczy. Lepszym rozwiązaniem byłoby zrobienie fakturowanych, lekko krzaczastych brwi, które delikatnie odstawałyby od maski. Biorąc pod uwagę pracę, jaka została włożona w odwzorowanie fryzury Leatherface’a, nie powinno być z tym problemu.



Porzućmy jednak narzekania i skupmy się na szalonej ekspresji mordercy, którą została tutaj brawurowo wręcz ukazana. Skórzana maska jest nie tylko kluczowym, ale i naprawdę świetnie odwzorowanym elementem — widać dosłownie każde pęknięcie i każdy szew na twarzy filmowego oprawcy! Spoglądające zza niej oczy to również prawdziwy majstersztyk. Stając twarzą w twarz z tą figurką, widzimy wyraźnie, że tak naprawdę mamy do czynienia z opóźnionym umysłowo mężczyzną, który spogląda na nas oczami dziecka — szalenie groźnego dziecka uzbrojonego w zakrwawiony młot i piłę mechaniczną, którą z przyjemnością rozciąłby nas wpół. Uśmiech zdradza niezdrowe zafascynowanie i początek szaleńczej euforii znanej doskonale z filmu, a cała twarz filmowego mordercy jest dopracowana do perfekcji i cholernie efektowna!



Przybornik kanibala

Jeśli chodzi o akcesoria, to w zestawie dostajemy piłę mechaniczną (a jakże by inaczej) oraz młot do ubijania bydła znany nam doskonale z klasycznego horroru zmarłego kilka miesięcy temu reżysera.



Na obu narzędziach mordu widzimy drobne kropelki krwi, dodające mrożącego krew w żyłach realizmu już i tak przerażającej figurce. Szczerze mówiąc, to miałem pewne wątpliwości co do tego, w jaki sposób Leatherface miałby trzymać swoją piłę, mając do dyspozycji dwie zamknięte dłonie (które swoją drogą są całkiem nieźle wykonane i sprawiają wrażenie bardzo silnych). Po wyjęciu piły z pudełka okazało się jednak, że ma ona oddzielane uchwyty (a także lekko przekrzywione ostrze — jedna z „zalet“ gumy), które można bez problemu umieścić w rękach rzeźnika.



Jest to zabieg nie tylko bardzo oldschoolowy, ale i niezwykle przydatny, bo dzięki temu piła trzyma się solidnie i nie wypada z rąk, a ponadto nadal możemy nią sprawnie operować. To między innymi właśnie dzięki takiemu rozwiązaniu możemy ustawić Leatherface’a w jego charakterystycznych pozach, nie martwiąc się przy tym, że narzędzie zbrodni zginie nam gdzieś przy okazji. Wyjątkiem jest słynny gest uniesienia piły nad głowę, który staje się praktycznie niemożliwe z uwagi na zbyt krótkie ręce figurki, spowodowane użyciem tzw. regular body.



Nie uciekaj — i tak Cię złapię!

Jak widać, nie można mieć wszystkiego, ale z chęcią wybaczę twórcom tę niedogodność, bo Leatherface nadrabia całą resztą. Klasyczny rozkład punktów ruchu jest tutaj również jak najbardziej na miejscu — całość postaci oparta jest bowiem na wspomnianym wyżej dość prostym i całkiem praktycznym modelu znanym doskonale z tysięcy figurek z przestrzeni ostatnich kilku dekad. By uwypuklić walory Leatherface’a pod ubraniem umieszczono bawełniane wkładki mające za zadanie dodać naszemu oprawcy trochę ciała. Dzięki punktom artykulacji Leatherface może bez problemu odstawiać swój szalony taniec, a ustawienie go w pożądanej przez nas pozycji jest szalenie łatwe. Spójrzcie tylko, jak wspaniale prezentuje się w tej zbryzganej krwią scenerii. Plastikowy Leatherface wygląda (a może nawet czuje się?) jak ryba w wodzie.




Trofeum z ludzkiej skóry

Texas Chainsaw Massacre 8" Clothed Figure 40th Anniversary Leatherface by NECA (uff!) to figurka szalenie udana i warta uwagi. Drobne minusy zostały przykryte przez robiącą potworne (tutaj oczywiście w kontekście pozytywnym) wrażenie całość. O ile z reguły jestem nastawiony dość negatywnie do skarpetkowych ubranek i jakichkolwiek materiałowych elementów to w tym przypadku jestem szczerze zachwycony. Realizm połączony z niesamowitą dbałością o detale czyni z tej figurki prawdziwy must have każdej kolekcji. Patrząc przez pryzmat fana dzieła Tobe’a Hoopera, mój entuzjazm wzrasta jeszcze bardziej i z pewnością będę polował także na pozostałe wersje filmowego oprawcy.

Podsumowując — jeśli jeszcze nie macie tej figurki w swoich zbiorach to pora naprawić ten błąd, tym bardziej że jest ona dostępna w polskiej dystrybucji! Niech więc role się odwrócą i tym razem to Leatherface zostanie trofeum na Twojej półce!

Dla zainteresowanych:


Cena: ok. 120 zł
Wysokość: 20 cm
Strona producenta: NecaOnline.com

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla