Przejdź do głównej zawartości

NOSTALGIA #4 — Roboto z Masters of the Universe (1985)


Czy nostalgia może być aż tak silna, by wywoływać w nas uczucie tęsknoty, za czasami, których nawet nie znamy? Sądząc po niesamowitym sukcesie Stranger Things, coś jest ewidentnie na rzeczy. Nie jest wcale tajemnicą, że w hitowym serialu Netflixa większość roboty wykonuje tak naprawdę klimat i o ile w drugim sezonie położono już o wiele większy nacisk na rozwinięcie akcji i trzymanie widza przez prawie cały czas w napięciu, to koncept oparty na nostalgii za latami 80 jest cały czas kluczowym atrybutem serialu, który zadecydował o ogromnym sukcesie całego przedsięwzięcia. Czy jego głównym odbiorcą jest więc pokolenie ludzi dorastających w latach 80?



Oh, Hell No!

Większość ikonicznych marek popkultury lat 80 świetnie przyjęła się również w latach 90 będących, także pod względem kulturowym, zupełnie naturalnym rozwinięciem poprzedniej dekady. Filmowe kreacje Dolpha Lundgrena, JCVD, Chucka Norrisa czy Sylvestra Stallone’a znalazły swoje odzwierciedlenie w niezwykłym i elektryzującym wręcz kulcie muskułów wyrażanym za pomocą spazmatycznych okrzyków: "HARDCORE!" i "EXTREME!". Wszyscy doskonale pamiętamy, na czym opierały się lata 90, a wszystko, co wtedy święciło tryumfy, było przecież oczywistą kontynuacją tego, co tak dobrze radziło sobie w latach 80. Elementy kluczowe dla poprzedniej dekady stały się więc istotnymi elementami dzieciństwa ludzi urodzonych także na samym początku 90s.


Do wyjątków nie należeli szalenie popularni w latach 80 MOTU — czyli Masters of the Universe. He-Man i Władcy Wszechświata co prawda na jakiś czas zniknęli z rynku, by później podjąć nieudaną próbę odświeżenia brandu i powrotu do dawnej chwały — marka ta jednak żyła swoim życiem jeszcze długo w masowej pamięci, bo przecież legendy nie umierają (a przynajmniej nie tak szybko).


W naszym kraju sytuacja wyglądała w tym czasie trochę inaczej. Napływ nowych franczyz z zachodu po upadku komunizmu przerósł najśmielsze oczekiwania i lata 90 stały się w Polsce tym, czym lata 80 i 90 były dla społeczeństwa amerykańskiego. Zachłysnęliśmy się natłokiem kolorowych zabawek znanych większości do tej pory tylko z półek Pewexów, a teraz obecnych praktycznie na każdym rogu. Na świątecznych listach życzeń większości dzieciaków z tamtego okresu prym wiodły lalki Barbie, żołnierzyki G.I. Joe czy rozmaici siłacze, mniej lub bardziej powiązani z uniwersum MOTU. He-Man oraz jego Masters of the Universe przeżywali swoją druga młodość w dopiero co oswobodzonym z objęć komunizmu kraju nad Wisłą, pod postacią nie tylko oryginalnych figurek, ale przede wszystkim wszechobecnych bootlegów.

Może więc ta nostalgia za czasami, których nie znamy, bierze się z faktu, iż pomimo tego, że wielu z nas nie było dane urodzić się w tej epoce, to ikoniczne brandy z lat 80 kojarzymy doskonale. W końcu marki takie jak Mattel czy Hasbro praktycznie zdefiniowały kształt ostatnich dwóch dekad XX wieku, jeśli chodzi o zabawkowe trendy.




Co było pierwsze — jajko czy kura?

Przejdźmy w końcu do Roboto, czyli naszego głównego bohatera. W przygodach He-Mana nie zagrzał on zbyt długo miejsca, bo pojawił się tylko w jednym, ale za to poświęconym specjalnie jemu odcinku tego szalenie popularnego w latach 80 serialu. Jak nietrudno się domyślać, kosmiczne przygody księcia Adama były jedną wielką kampanią marketingową mającą na celu zwiększenie słupków sprzedaży kolejnych figurek i o ile w przypadku innych seriali animowanych powstanie dedykowanej serii zabawek było wynikiem sukcesu danego serialu — tak w tym przypadku było wprost na odwrót. Cała historia została stworzona na potrzeby nowej linii zabawek Mattela, co jednak nie przeszkodziło He-Manowi i Władcom Wszechświata zapisać się w kanonie kultury popularnej. W tym przypadku można więc śmiało powiedzieć, że pierwsze było jajko.



Laserowy zawrót głowy

Gdy zobaczyłem go pierwszy raz, pomyślałem sobie tylko — tak wyglądają lata 80, 70 i 60 wzięte do kupy! Figurka Roboto od Mattela jest tak bardzo vintage, jak tylko można to sobie wyobrazić! Kosmiczny hełm przywodzący na myśl filmy Sci-Fi z lat 60, podwójny laser (w zestawie były również inne, wymienne akcesoria — topór i szczypce) przywodzący na myśl te znane z Transformers czy G.I. Joe oraz umięśnione ramiona, na których widać dosłownie każdą napompowaną, yyy... krwią żyłę? Olejem przewód? Rurkę? Po prostu całą maszynerię!






Tylko spójrzcie — ten gość wygląda jak żywcem wyjęty z filmu będącym połączeniem klasycznego kina akcji i czarno białego horroru klasy Z o ataku gigantycznych robotów z kosmosu! Figurka Roboto z Masters of the Universe jest niezwykłym odzwierciedleniem kilku fantastycznych (dosłownie) epok. To taki mechaniczny, kosmiczny i jeszcze bardziej sympatyczny Chuck Norris z laserami i kołami zębatymi zamiast wnętrzności!




Przesadziłem — nikt nie jest bardziej sympatyczny niż Chuck Norris.

Mój egzemplarz zachował się w stanie wręcz idealnym. Guma łącząca ze sobą nogi Roboto doskonale zniosła próbę czasu, dzięki czemu nasz mechaniczny wojownik twardo stąpa po ziemi. Zwróćcie uwagę na wspaniale zachowane buty, które pomimo kilku otarć prezentują się świetnie i przebijający spod skóry metal, który tworzy bardzo ciekawy efekt. Design tej figurki to prawdziwe cudo!



Warto nadmienić, że Roboto powstał w wyniku konkursu zorganizowanego przez He-Man Magazine. Czytelnicy dostali wówczas szansę, by samemu zaprojektować postać, która w przypadku wygranej zostanie wypuszczona na rynek w formie nowej figurki i wcielona do uniwersum MOTU. Człowiekiem, któremu zawdzięczamy postać Roboto, jest Peter Sischo.



Wróćmy jednak do dalszego omawiania części składowych figurki. Mimo upływu 32 lat w znakomitej kondycji jest również mechanizm wewnątrz figurki — spójrzcie tylko na filmik poniżej. Kółka pracują jak szalone!


Co mogę więcej powiedzieć? Mechanizm oparty na kołach zębatych umieszczonych wewnątrz przezroczystego korpusu figurki to kosmos sam w sobie! Ciekawostką jest to, że twórcy serialu "Rick and Morty" nawiązali do Roboto, tworząc postać Gear Heada.



Fan wie najlepiej!

Jak widać, postać ta zachowała się całkiem nieźle w świadomości fanów. Czy fakt, że Roboto został stworzony "przez fana, dla fanów" czyni go tak wyjątkowym? Tego nie wiem. Wiem jednak, że jest jedną z bardziej oryginalnych postaci, już i tak szalenie zakręconego i niesamowicie barwnego grona figurek należących do marki Masters of the Universe, a ponadto świadectwem minionej epoki, której co prawda nie doświadczyłem na własnej skórze, ale czuję do niej prawdziwy sentyment.

Jak to więc jest z tą nostalgią? Co sprawia, że trzymając w rękach ten kawałek historii, czuję się tak, jakbym cofnął się do czasów, kiedy jeszcze nie było mnie nawet na świecie?

To właśnie magia zabawek.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla