Przejdź do głównej zawartości

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)


We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku!




"Wszystko inne to tylko zabawki!"

Plastikowe figurki wyposażone w wojskowe mikrochipy to pomysł tak samo banalny, jak i skuteczny, jeśli chodzi o zapewnienie widzowi rozrywki na dobre półtora godziny. Nie chodzi już nawet o to, że sam jako kolekcjoner chciałbym takie figurki mieć, ale o ogromny ładunek nostalgii, jaki zdetonowany zostaje zaraz po odpaleniu tego filmu — 90s wylewają się z ekranu dosłownie hektolitrami! Sama wizja "ożywienia" zabawek jest równie intrygująca co niepokojąca, a "Mali Żołnierze" mogliby spokojnie zapolować na bohaterów cukierkowego, ale i wywołującego równie miłe wspomnienia "Toy Story", bo w omawianym dziś obrazie dostajemy co prawda kino akcji połączone z kinem familijnym, jednakże z wyraźnie zaznaczoną przewagą tego pierwszego.



Warto wspomnieć, że "Small Soldiers" to produkcja nie tylko bardzo zgrabnie skonstruowana, ale i brawurowo wykonana pod względem technicznym. Poniżej mały "making of" ukazujący, dlaczego film obronił się tak dobrze również pod względem wizualnym.





"Uwielbiam zapach poliuretanu o poranku..."

Ruszamy dalej! Żołnierze z oddziału dowodzonego przez majora Chipa Hazarda (świetny matching swoją drogą: chip jako microchip oraz hazard jako niebezpieczny) wyglądają jak żywcem wyjęci z filmów wojennych z lat 80 i 90. Jeśli dodać do tego nienaturalnie wielkie mięśnie, równie nienaturalne wydłużone ręce oraz iście demoniczne wyrazy twarzy to otrzymujemy combo, na które z otwartymi ustami spoglądać będą nie tylko fani figurek, ale i miłośnicy tak uwielbianego i mającego bogatą, VHS-ową tradycję kina klasy B, których w naszym kraju przecież nie brakuje.





Koniecznie trzeba to podkreślić — figurki filmowego oddziału Commando są po prostu genialne! To idealne odbicia uzbrojonych po zęby sterydowych mięśniaków z lat 90, którzy przy pomocy ogromnej ilości filmów akcji, jeszcze większej ilości komiksów i porażającej wręcz liczby zabawek stali się niegasnącą i wciąż promieniejącą wspaniałym blaskiem ikoną tych dziwnych i minionych czasów, w których wszystko było większe, lepsze i bardziej kolorowe niż w jakimkolwiek innym momencie w historii. Wzruszyłem się...




"Nie będzie litości!"

Idąc naturalnym trybem świata napędzanego przede wszystkim przez podaż, wraz z premierą filmu na rynek trafiła również dedykowana linia 6-calowych figurek, o której powiedzieć, że nie ustrzegła się błędów to jakby nie powiedzieć nic. Podstawowym failem tej serii popełnionym już przy samym zamierzeniu dotyczącym produkcji zabawek opartych na franczyzie "Małych Żołnierzy" było bowiem to, że ni w ząb nie wyglądały one jak te występujące w filmie. Były to po prostu kolejne tanio wyglądające figsy, którym zdecydowanie bliżej było do roku 1990 niż do początków nowego millenium.


(Żródło: hobbyid.com)


To nie tak miało być...

Porównując figurki wypuszczone przez Hasbro i te, które tak wspaniale zaprezentowały się w filmie, czuć więc było naprawdę spory niedosyt połączony z jeszcze większym zażenowaniem. Było to trochę tak, jakby z prawdziwych, soczystych amerykańskich burgerów wołowych przerzucić się na pakowany w wielosztukach zmielony substytut mięsa z pobliskiego dyskontu, któremu w dodatku minęła już data ważności. Zmarnowano wówczas spory potencjał, który przy trochę większym nakładzie finansowym dałby efekt wprost oszałamiający i z pewnością uratowałby całą franczyzę przed powolnym dogorywaniem, a w konsekwencji cichą i nie obchodzącą nikogo śmiercią gdzieś w zatęchłych zakamarkach niepamięci. "Małych Żołnierzy" zakończono jednak na 1 części, a jeśli chodzi o gry podpięte pod markę "Small Soldiers", to w miarę grywalne było tylko "Small Soldiers Squad Comander" podlane oczywiście kilkoma rzemieślniczymi piwami i spowite gęstniejącą coraz bardziej, słodką mgiełką nostalgii.




(Źródło: Small Soldiers Squad Commander, DreamWorks Interactive, 1998)


Żeby jednak oddać sprawiedliwość całej serii, muszę nadmienić, że wypuszczenie "gadających" i "ruszających się" 12-calowych figurek zwiastowało potężny krok w dobrą stronę, który niestety zaowocował tylko małym kroczkiem i wypuszczeniem podobizn jedynie dwóch bohaterów — przywódcy gorgonitów Archera oraz wspomnianego wcześniej majora Chipa Hazarda. So sad...



(Źródło: gofigureactionfigures.com)


Nie zrozumcie mnie źle. Z uwagi na swoje niecodzienne upodobania w odkrywaniu "zapomnianych potworków" z przyjemnością przytuliłbym i te, jak to nazwałem tanie substytuty, którym pod każdym względem bliżej do początku ostatniej dekady XX wieku niż widniejącego na horyzoncie świtu nowego millenium. Nie zmienia to jednak faktu, że szansa, jaką miała przed sobą marka "Small Soldiers" przepadła bezpowrotnie, pozostawiając za sobą spory niesmak, i ludzi zastanawiających się jakim cudem, mając doskonały pod każdym względem materiał źródłowy, wyprodukować można było coś takiego?

                           (źródło: eBay.com & figureralm.com)


Happy End

Pora wstrzymać konie i zakończyć tę opowieść pozytywnym akcentem. Mimo tego, że "Small Soldiers" to tak naprawdę rozciągnięta do maksimum reklamówka serii zabawek, której nigdy nie będziemy mogli kupić (no, chyba że sięgniemy po customy), to ogląda się ten film znakomicie, a replay value jest tutaj naprawdę wysoki. Wspaniale zaprojektowane figurki połączone ze wspomnianą wcześniej, zdobiącą całość nostalgią, tworzą połączenie nie tyle niecodzienne, ile wręcz unikalne i genialne w swej prostocie. Jeżeli jeszcze nie mieliście niewątpliwej przyjemności oglądania tego małego arcydzieła lat 90, to nadróbcie to czym prędzej, a gwarantuję Wam, że na pewno nie będziecie zawiedzeni — końcu najbardziej podoba nam się to, czego nie możemy mieć!

  (źródło: villains.wikia.com)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i