Przejdź do głównej zawartości

CIEKAWOSTKI #4 - Drugie życie figurek Mortal Kombat (Toy Island, 1996)



Ponowne wykorzystywanie istniejących już rzeźb figurek (tak zwanych moldów), poszczególnych ich części, bądź też samych elementów wyposażenia danego zestawu, od dawien dawna jest zjawiskiem dobrze znanym w świecie zabawek — wystarczy choćby spojrzeć na całą serię MOTU, czy to, co już od dawna i niestety coraz częściej pojawia się na łamach linii Marvel Legends. O ile jest ono całkiem powszechne i oczywiście w granicach rozsądku, zupełnie naturalne w obrębie produktów danej marki (a najczęściej jednej linii zabawek), to do podobnych działań dochodziło również w ramach tak zwanej "licencji" i dotyczyło produktów jednej firmy, które niczym na rynku chińskich podróbek były po prostu przemalowywane i sprzedawane później przez firmę zupełnie inną, jako odrębna seria. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w roku 1996, kiedy to na rynek trafiły figurki "autorstwa" Toy Island — spadkobiercy licencji Mortal Kombat po zmarłej chwilę wcześniej linii G.I. Joe należącej do Hasbro i zarazem przedsiębiorstwa mającego już na koncie produkcję figurek ukazujących bohaterów serialowych adaptacji kinowych hitów  —   "Rambo" i "Robocopa".

(źródło: dallasvintagetoys com)

(źródło: infinitehollywood com)


"The show must go on"

Po upadku serii G.I. Joe w roku 1994, Toy Island dosłownie przejęło istniejące już moldy postaci z Mortal Kombat (więcej o tej serii pisałem tutaj) i po delikatnym retuszu i powiększeniu ich do 5-calowej skali (Joesy miały bowiem 3,75") wypuściła je pod swoją banderą w ramach serii Mortal Kombat Trilogy. Idealnym przykładem jest Raiden, którego dosłownie "wybielono" zbliżając jego wizerunek do tego zaprezentowanego w pierwszej części gry, a także Johnny Cage, któremu po prostu domalowano długie nogawki i zmieniono kolor paska i ochraniaczy na niebieski.

(źródło: collectors.com)


Liu Kang z kolei wzbogacił się o mięciutki biały bezrękawnik, a Sonya Blade zyskała wspaniały wojskowy kamuflaż polegający na dodaniu kilku ciemnozielonych plam na jej oryginalnym, klasycznym kombinezonie. Simple as that!




Kolejną ciekawostką jest zupełnie nowa (choć oparta w głównej mierze na przemalowanym moldzie Shang Tsunga) wersja Sub-Zero, której rzeźbę twarzy stworzono na podobieństwo postaci granej przez Keitha Cooke'a w niesławnej filmowej kontynuacji — Mortal Kombat: Annihilation. Warto nadmienić, że jest to jedyna w historii figurka tej postaci zaprezentowana bez charakterystycznej maski.

(źródło: comicvine com)

(źródło: Pinterest)


Równowaga w przyrodzie musi być!

W ramach serii basic (5 cali) wprowadzono do figurkowego świata również postacie Jade, Cyraxa, Shao Kahna i Jaxa (co ciekawe, major Briggs dostał nawet swojego własnego, zdalnie sterowanego Hummera), a także kilka figurek o wielkości 10", w tym między innymi zupełnie nową i pochodzącą z mającego swą premierę w tym samym roku serialu animowanego zatytułowanego "Mortal Kombat: Defenders of the Realm" wersję Scorpiona.

(źródło: collectors.com)

(źródło: collectors.com)


(źródło: ebay.com)
(źródło: ebay.com)



Żeby jednak sprawiedliwości stało się zadość, wymienione przed momentem figurki w żadnym stopniu nie przypominały budową słynnych G.I. Joe. Była to malutka wisienka innowacyjności, umieszczona na smacznym, choć trochę już nadgryzionym torcie, którego głównym składnikiem stało się powielanie popularnych, ale nieco ogranych już schematów.

(źródło: collectors.com)


Życie po śmierci.

Jakby jednak tego nie nazwać, to właśnie dzięki Toy Island spora część figurek Hasbro zyskała drugie, choć podobnie jak w przypadku serii pierwotnej, niezbyt długie życie, co bez dwóch zdań było zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym. Pomijając już badziewne pakowanie rodem z bazarów lat 90  —  figurki G.I. Joe/Mortal Kombat były po prostu warte tego, by pobyć na rynku trochę dłużej niż te kilka chwil wyszarpniętych dosłownie z gęstej jak miód rzeki czasu, nawet jeśli miał to być tylko jeden rok.

I nawet w takiej formie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla