Blady świt, gdzieś wśród piasków Tatooine. Dumny stormtrooper pnie się uparcie po stosie gnijących ciał. Dobiegający zewsząd lament zrozpaczonych matek, osieroconych córek i porzuconych żon zdaje się w ogóle do niego nie docierać. Jego długa jak tubylcza dzida broń niesie śmierć i zniszczenie. Nozdrza szturmowca przywykły już do smrodu palonego mięsa. Na swój sposób lubi ten zapach, bo dzięki niemu czuje się pewnie i bezpiecznie. Dobrze jest mieć nad wszystkim kontrolę i móc samemu decydować o tym, kto i kiedy ma odejść z tego świata.
Dobra, a teraz koniec żartów. Choć nasz bohater, zapewne jak każdy szturmowiec, ma swoje za uszami, to nadal jest zwyczajnym mięsem armatnim, a o jego popisach z jakimkolwiek rodzajem broni krążą legendy. Jeżeli saper myli się tylko raz, to stormtrooper myli się, a raczej chybia, dosłownie za każdym razem. Pamiętacie początkową scenę z "Ali G Indahouse"? To dla tych białych wypierdków codzienność. Choćby nawet chcieli, to nie są w stanie nikogo zabić. No chyba, ze strzałem z bliskiej, ale to naprawdę BLISKIEJ odległości.
Nasze nieświęte mięso armatnie prezentuje się nad wyraz godnie jak na takiego nieudacznika. Figurka Kennera z 1996 roku ma swój nieodparty urok i gdybyśmy nie znali możliwości balistycznych szturmowców, mogłaby nas nawet napawać pewną dozą lęku. Figurka przypomina ponurego żniwiarza przechadzającego się powoli wśród spadzistych wydm i ruchomych piasków w poszukiwaniu kolejnej ofiary, Los takiego adwersarza jest już jednak dawno przesądzony i pozostaje tylko czekać, aż na arenę wkroczy znacznie większy kozak, a jest on już bardzo blisko.
Sandtrooper wyraźnie wyczuwa nadciągające niebezpieczeństwo i nerwowo ogląda się na wszystkie strony. Trzymające potężna broń dłonie drżą, bo wiedzą, że nawet giwera tych rozmiarów nie będzie w stanie zatrzymać tego, kto właśnie idzie po jego głowę. Pod zakurzonym hełmem aż roi się od plątaniny chaotycznych myśli, a pot ścieka strużkami z tłustych włosów szturmowca, szczypiąc go niemiłosiernie w oczy. W znacznej mierze nie jest to jednak skutek kilkudziesięciu stopniowego upału, lecz nadciągającej zguby. Szturmowiec kroczy coraz wolniej, nerwowo obracając się wokół własnej osi. Gdy zatrzymuje się na moment, za jego plecami staje on…
Oto najtwardszy łowca w całej galaktyce, który stormtrooperów zjada na śniadanie i sprawia, że serialowy mandalorian to przy nim zwykły leszcz. Wierna kopia swojego ojca i nie chodzi tu bynajmniej o odziedziczone cechy, tylko o bycie faktyczną kopią swojego ojca. Taką wiecie, w skali 1:1. Oto Boba Fett.
Kenner to w ogóle firma legenda. Żeby zgłębić jej historię, polecam 1 odcinek 1 sezonu znakomitego dokumentalnego serialu “The Toys That Made Us”, o którym wspominałem już nie raz w swoich social mediach. Figurki z wypuszczonej w połowie lat 90 serii “The Power Of The Force” nawiązują do jednej z ostatnich linii vintage nie tylko nazwą i są pierwszymi gwiezdnowojennymi figurkami wydanymi od przeszło dekady. Poza tym niewiele różnią się od tych oryginalnych zabawek z lat 70 i 80, które dziś urosły do rangi kultowych. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że są to ulepszone wersje tamtych postaci, które wyposażono, chociażby w odpowiednio wyprofilowane kończyny, przez co wyglądają one o wiele bardziej naturalnie, zachowując przy tym klasyczny wygląd oryginałów. Nowością jest też punkt obrotowy w talii. Żeby dopasować się do kanonu piękna lat 90, doskonale nam znani bohaterowie z początku nieco przypakowali, by później opaść z sił wraz z premierą “Mrocznego Widma”, dostosowując się do wyglądu aktorów. Standardowe uroki filmowych franczyz.
Obie figurki są odpowiednio przybrudzone i podniszczone, jak na zaprawionych w bojach wojaków przystało. Robi to naprawdę kozackie wrażenie, a powtórzenie sterylnego designu wersji bazowej z pewnością schrzaniłoby cały efekt. Niegdyś biały skafander sandtroopera wygląda dziś jak stara piłka z podwórka, a zbroja Boba Fetta aż roi się wgnieceń i zadrapań.
Niech moc będzie z Wami!
Komentarze
Prześlij komentarz