Przejdź do głównej zawartości

Bądź moją ofiarą, czyli recenzja Candymana od NECA Toys

 

Candyman, Candyman, Candyman, Candyman...


...Candyman.


Ciszę rozrywa przeraźliwy dźwięk!


Spokojnie, to tylko pizza.


“Candyman” z 1992 roku to natomiast jeden z najbardziej klimatycznych i zaskakujących horrorów w historii. Nie dość, że główna bohaterka na zakończenie wcale nie odjeżdża w stronę zachodzącego słońca, tylko zamienia się w lasagne na płonącym stosie połamanych mebli w samym sercu chicagowskiego getta (ups, spoiler!), to jeszcze w ostatniej scenie powraca zza grobu jako... Candygirl? Mamy też genialnego odtwórcę roli głównego antagonisty, czyli Tony’ego Todda, który urodził się po to, żeby zostać Candymanem.

“Helen... I came for you.”

Wszystko zaczęło się od opowiadania Clive’a Barkera w jednej z Ksiąg Krwi. Antologia opowiadań grozy jednego z mistrzów horroru została wydana również w Polsce i to już na samym początku lat 90 nakładem wydawnictwa Phantom Press, które specjalizowało się w tak zwanych historiach z dreszczykiem.

W filmie z 1992 roku Candyman pojawia się na ekranie jedynie kilka razy, a całość opiera się na stopniowym budowaniu napięcia, jak na każdy dobry horror przystało. Niesamowitą robotę robi również niezwykle klimatyczna ścieżka dźwiękowa, nasączając całość demoniczną doniosłością, która potęguje dyskomfort i wspaniale partycypuje w budowaniu napięcia. Candyman to coś na kształt krwawej opery, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, a widz do samego końca nie jest w stanie określić czy to, co widzi na ekranie, nie jest jedynie majakiem głównej bohaterki.

“You are not content with the stories, so I was obliged to come."

Horror zgrabnie eksploatuje tematykę miejskich legend, czyniąc z nich nie tylko motor napędowy całego filmu, ale i warunkując przy ich użyciu istnienie samego antybohatera opowieści. Candyman zamieszkujący pokryte graffiti świątynie w samym sercu chicagowskiego getta jest bowiem całkowicie zależny od swoich wyznawców i jak na prawdziwego upiora przystało, karmi się ludzkim strachem, rosnąc w siłę wraz ze zwiększającą się wśród afroamerykańskiej społeczności trwogą.

“Allow me at least a kiss, just one exquisite kiss.”

Najnowszy Candyman, choć do pięt nie dorasta nawet najsłabszej odsłonie cyklu, to na papierze wydawał się całkiem zgrabnym konceptem. Przełożenie nowej odsłony na współczesne realia posłużyło jednak chyba jedynie po to, żeby udowodnić widzowi, że główny bohater (jak i cała reszta postaci drugoplanowych) potrafi być jeszcze bardziej irytujący niż blondwłose uosobienie lat 90 z “Dnia Umarłych”, a poukrywane tu i owdzie mniej lub bardziej oczywiste nawiązania do oryginalnej trylogii są tak toporne, że można by nimi wyburzyć pustostan.

“Be my victim.”

Sama figurka wywołuje ciarki na plecach i o ile nie przepadam za kubraczkami, to w tym przypadku miałem do czynienia z chlubnym wyjątkiem. Drut zamocowany w płaszczu sprawia, że mamy nad nim jakąkolwiek kontrolę, przez co figurka nie wygląda jak napuchnięta lalka Barbie z dyskontowej wyprzedaży. Wbrew pozorom płaszcz nie blokuje ruchów, a pozowalność jest naprawdę dobra, bo odpowiada za nią aż 25 punktów artykulacji. 

Świetne jest też to, że w zestawie dostajemy wymienną głowę, która pochodzi z najbardziej kultowej i rozpoznawalnej sceny z filmu, oraz jednej z najlepszych scen grozy w ogóle, która rozgrywa się w samym finale, kiedy to Tony Todd ze stoickim spokojem “wypluwa” z siebie rój pszczół. Dzięki temu całość wygląda zarówno dostojnie jak i przerażająco, czyli właśnie tak jak filmowy Candyman powinien prezentować się w wersji, nazwijmy to, namacalnej. 

Kwintesencją całości jest rzeźba, która stanowi największy atut tej figurki. Na obu głowach widnieje twarz odtwórcy roli Candymana, co teoretycznie powinno stanowić normę gdy chodzi o figurki filmowe, ale często zawodzi nawet w przypadku “hottojsów” kosztujących 10 razy tyle, co figurki NECA. Można? Można.


Bez problemu możemy też dostrzec nie tylko pojedyncze pszczoły buszujące we flakach Candymana (żeberka są nakładane, więc możemy sobie wybrać Candymana w wersji soft lub hot), ale również fragmenty mięsa i gwoździe powbijane w zakrwawiony kikut z hakiem. Mega!

Fajnym szczegółem jest błyszczący, imitujący skórę lakier na butach i rękawiczkach postaci. Niby niewiele, a naprawdę cieszy.

“They will say that I have shed innocent blood. What's blood for, if not for shedding?”

NECA dowiozła i tym razem. Jest to jedna z dwóch figurek Candymana dostępnych na rynku (nie licząc potworka od Mego) i zarazem jedna z najlepszych figurek horrorowych ever. Nie chodzi już nawet o to, że sam jestem ogromnym fanem serii, ale o to, że w rozsądnej cenie otrzymujemy naprawdę bardzo dobrze odwzorowany produkt, wywołujący takie ciarki niepokoju, o jakie w produktach tego typu chodzi. Z dumą postawię go tuż obok Leatherface'a z tej samej firmy. 


Albo koło lustra.



Cena: ok. 150 zł

Wysokość: 20 cm

Gdzie kupiłem?: https://www.stworkipotworki.pl/







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko...

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i...

RANKING: 10 najgłupszych figurek w historii

Oto najbardziej absurdalne figurki oraz miejsca, gdzie można je kupić. Czy zastanawialiście się kiedyś, gdzie tak naprawdę kończą się pokłady ludzkiej kreatywności? Do jakiego stopnia są w stanie posunąć się projektanci action figures lub innych gadżetów związanych z szeroko pojętą popkulturą? Dzisiaj poznacie moją odpowiedź na część pytań, które praktycznie od zawsze nurtują coraz to nowe generacje Geeków na całym świecie. Przedstawiam Wam ranking 10 najdziwniejszych, najgłupszych i zarazem najbardziej absurdalnych figurek w historii, które i tak chciałbym mieć! Miejsce 10 -  Prostitute April O'Neil (Teenage Mutant Ninja Turtles) Gdzie kupić:  Przykro mi ale chyba, już znalazła swojego Richarda Gere'a. (źródło:figurerealm.com) Ranking 10 najgłupszych figurek na świecie zaczynamy od April O’Neil , czyli sympatycznej reporterki z Wojowniczych Żółwi Ninja — tutaj przedstawionej w nieco bardziej hardkorowej wersji. Przyznam się bez bicia, że przez dłuższy mome...