Przejdź do głównej zawartości

Posty

NOSTALGIA #18 — Iceman z Toy Bizu (1992)

Ice Ice Baby Gdy byłem mały, to miałem świetną figurkę. To był przezroczysty pamperek kupiony w Sarbinowie, gdzieś w połowie lat 90. Nie wiedziałem co to za jeden, bo przygodę z TM-Semic zacząłem dopiero później od Spawna i byłem przekonany, że mój nowy superświetny kolega jest po prostu cały zrobiony z wody. Myślałem sobie, że to musi być wspaniała moc i bawiłem się nim całymi dniami, aż w końcu gdzieś się… rozpłynął. Po latach zrozumiałem, że był to nie kto inny jak Iceman z X-Menów (w sumie trafiłem z tą wodą) i to produkcji wielkiego wówczas Toy Bizu. No cóż, “człowiek-lód” też brzmi kozacko, a Toy Biz uwielbiam, więc nie wnikałem w szczegóły. Regularnie sprawdzałem tylko różne portale aukcyjne i ogłoszeniowe, mając nadzieję, że kiedyś w końcu uda mi się go trafić…  No i udało.  Po wybuleniu stówy i odpakowaniu paczki okazało się, że to niby ten sam ludek, ale nie do końca. Był jakiś taki mały i miał nadruki imitujące szron, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Co do wielko
Najnowsze posty

Kosmiczny baletmistrz — czyli recenzja figurki Recoome’a z S.H. Figuarts

Mam z tą postacią jedno bardzo wyraziste wspomnienie.  Był sam początek roku 2002 — równo dwadzieścia lat temu — i pamiętam, że wszędzie był śnieg. Manga wychodziła wtedy z delikatnym opóźnieniem względem serialu, który jak każdy dzieciak oglądałem z zapartym tchem na RTL7. Będąc pewnym swojego egzemplarza w kiosku, celowo przegapiłem animowane starcie Vegety, Songa i Ginyu Force, żeby nie psuć sobie lektury japońskiego komiksu, który dopiero co zacząłem zbierać i byłem na jego punkcie konkretnie zajarany (“Łał, to takie nowe… i w dodatku czyta się to od tyłu, łaaał!”). Koniecznie chciałem mieć to starcie w wersji papierowej, żeby móc wracać do niego w nieskończoność. “Mleczna Siła” (“Ginyu” oznacza po japońsku “mleko”) jawiła mi się jako ostateczne wyzwanie dla głównych bohaterów anime, a dizajn strojów i poziom złolowatości poszczególnych jej członków wywalał skalę mojego uwielbienia dla czarnych charakterów daleko w kosmos. To było to! Moim ulubieńcem był oczywiście Recoome. Po raz

Bądź moją ofiarą, czyli recenzja Candymana od NECA Toys

  Candyman, Candyman, Candyman, Candyman... ...Candyman. Ciszę rozrywa przeraźliwy dźwięk! Spokojnie, to tylko pizza. “Candyman” z 1992 roku to natomiast jeden z najbardziej klimatycznych i zaskakujących horrorów w historii. Nie dość, że główna bohaterka na zakończenie wcale nie odjeżdża w stronę zachodzącego słońca, tylko zamienia się w lasagne na płonącym stosie połamanych mebli w samym sercu chicagowskiego getta (ups, spoiler!), to jeszcze w ostatniej scenie powraca zza grobu jako... Candygirl? Mamy też genialnego odtwórcę roli głównego antagonisty, czyli Tony’ego Todda, który urodził się po to, żeby zostać Candymanem. “Helen... I came for you.” Wszystko zaczęło się od opowiadania Clive’a Barkera w jednej z Ksiąg Krwi. Antologia opowiadań grozy jednego z mistrzów horroru została wydana również w Polsce i to już na samym początku lat 90 nakładem wydawnictwa Phantom Press, które specjalizowało się w tak zwanych historiach z dreszczykiem. W filmie z 1992 roku Candyman pojawia się na ek

Po co ruszać legendę — Recenzja nowych figurek MOTU (2021)

Dla pieniędzy. Nostalgia, a co za tym idzie wszechobecna moda na remastery, bezustannie drenuje nam kieszenie. Sam dopiero co dokupiłem do “Diablo 2: Resurrected" drugiego Switcha (tak, wcześniej miałem wersję Lite, na której gra dosłownie wypalała oczy), żeby móc bez problemu przełączać się pomiędzy trybem hand-heldowym, a telewizorem. Nie inaczej sprawa ma się również z jedną z najbardziej ikonicznych marek lat 80. He-Man i Władcy Wszechświata powrócili właśnie w nowej, odświeżonej wersji i wjechali wprost na ciepłe łono Netflixa. Choć serial odpuściłem po kilku odcinkach, to zainteresowała mnie wiadomość, że Mattel wypuścił również zabawki nawiązujące kształtem i designem do oryginalnych figurek MOTU sprzed prawie 40 lat. Masters of the Universe Origins, bo tak nazywa się seria, to figurki właściwie nie tyle nawiązujące, ile mające je najzwyczajniej w świecie dość wiernie odwzorowywać, wzbogacając jednocześnie o nowe punkty artykulacji, które teraz przystają do współczesnych st