Przejdź do głównej zawartości

NOSTALGIA #9 — Toy Biz Cable (1992)


Ekhm.

Zaczniemy z grubej rury.

Historia pełna jest ludzi określanych mianem wielkich, którzy stworzyli coś naprawdę znaczącego lub mieli ogromny wpływ na kształt danej epoki. Jeśli chodzi o komiks, to jednym z nich jest pewien gość, który nie potrafił co prawda rysować stóp, ale doskonale za to rysował nienaturalnie wielkich mężczyzn, ich nienaturalnie wielkie spluwy i kobiety o nienaturalnie wyeksponowanych kształtach. Człowiek ten nie tyle wpasował się w dominujący w końcówce lat 80 kult męskości, ile stworzył fundament, na którym wyrosła cała masa zainspirowanych nim, lepszych i gorszych twórców tamtego okresu, a także spora ilość dzieciaków, które z łezką w oku wspominają dawno minione lata i pierwsze numery takich hitów jak "X-Force" czy "Youngblood". Tym człowiekiem jest nie kto inny jak kontrowersyjny i jedyny w swoim rodzaju Rob Liefeld — mężczyzna, który nienawidzi stóp, ale za to uwielbia coś zupełnie innego.



Facet, który kochał kieszonki

Król Rob swoją przygodę z komiksem  rozpoczął od dorywczych prac zarówno dla Marvela, jak i DC, by po kilku latach osiąść w końcu, zdawałoby się już na dobre, w Marvelu. Artysta samouk na początku współpracy z konkurencyjnym dla DC wydawnictwem, które rządziło komiksowym światkiem i nadawało mu swój własny kierunek od kilku ładnych dekad, dostał do narysowania 8-stronnicową historię poboczną o drużynie Avengers. Finalnie wersja Liefelda nie ujrzała jednak światła dziennego, za to wydana chwilę później przez DC Comics i rysowana oczywiście przez jego samego, pięciodocinkowa miniseria "Hawk and Dove", sprawiła, że na młodego artystę zwrócone zostały w końcu oczy szerszej publiki. Wkrótce Liefeld rozpoczął pełnoetatową pracę dla Domu Pomysłów i po narysowaniu "The Amazing Spider-Man Annual #23" otrzymał w końcu serię, która okazała się jego przepustką do świata sławy i pieniędzy — "The New Mutants".


Młody artysta w okamgnieniu stał się oczkiem w głowie dla włodarzy Marvela i zaledwie po 12 numerach przejął władzę kreatywną nad serią o przygodach młodych mutantów. Komiksy Roba sprzedawały się wówczas jak świeże bułeczki, czyniąc go w tamtym czasie jednym z najlepiej zarabiających artystów w branży.



Człowiek orkiestra

Warto podkreślić również to, że Liefeld jest z dużą dozą prawdopodobieństwa najbardziej płodnym artystą komiksowym ostatnich kilku dekad, a ilość stworzonych przez niego postaci potrafi przyprawić o oczopląs! Kontrowersyjny rysownik przeżywający dziś swoją drugą młodość, głównie za sprawą bajecznie sprzedającej się franczyzy Deadpoola niemal od zawsze utożsamiany był z ogromnym przejaskrawieniem i niemalże karykaturalnymi proporcjami tworzonych przez siebie postaci, a wielu z fanów komiksowego medium po dziś dzień zarzuca mu nie tylko brak jakiegokolwiek rozwoju, ale i ogromne braki warsztatowe biorąc na cel nie tylko jego starsze dokonania, ale i "współczesne" kontynuacje dawnych hitów takie jak na przykład "Bloodstrike", które ja sam w gruncie rzeczy uwielbiam.

Pozostańmy jednak przy okresie jego prime time’u, czyli początku lat 90, kiedy to na światło dzienne, wprost spod ołówka Pana Liefelda wyszła postać, która zmieniła bieg historii.



Ta-daaam!

Poranne lipcowe słońce grzeje niemiłosiernie, rzucając coraz to krótszy cień na wypuszczoną wraz z początkiem lat 90 figurkę nieistniejącego już Toy Biz Incorporated — firmy, która w tamtych czasach odgrywa kolosalną wręcz rolę, jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się wszelkich franczyz Marvela, i bez chwili wytchnienia zalewa domy i podwórka małoletnich fanów komiksów figurkami będącymi mniej lub bardziej udanym odwzorowaniem ich ulubionych bohaterów.


Toy Biz działa aktywnie jeszcze długo po zakończeniu najbardziej ekstremalnej dekady w dziejach świata i zanim w końcu nachodzi kres tego plastikowego giganta, przypadający na drugą połowę pierwszej dekady lat dwutysięcznych, firma ma już na swoim koncie setki, jeśli nie tysiące figurek, które po dziś dzień mają status kultowych.


Jedną z tych figurek jest nie kto inny jak Cable, znany również jako Askani’son, Nathan Summers, Nathan Christopher czy najbardziej wymowne i zarazem chyba moje ulubione — The Silent Explosion. Debiutujący w roku 1990 na łamach "New Mutants #87" umięśniony bohater jest gościem, od którego lata 90 zaczęła się już na dobre i zarazem postacią nie tylko pasującą do nich po każdym względem, ale i na swój ekstremalny sposób je definiującą. Co więcej, ten człowiek tysiąca ksywek jest już w zasadzie jedynie w pewnym stopniu człowiekiem, ponieważ jego ciało trawi technoorganiczny wirus zamieniający go powoli w maszynę.






Podróżnik w czasie

Pochodzący z roku 1992 Cable jest już czwartą figurka Toy Bizu przedstawioną Wam w ramach "Nostalgii" i zarazem jaskrawym przypomnieniem słonecznych i beztroskich czasów, kiedy to TM-Semici można było kupić w każdym kiosku, a zarówno centra, jak i obrzeża nawet małych, kilkutysięcznych miast wypełniały wyrastające niczym grzyby po deszczu wypożyczalnie wideo i salony gier opierające swą działalność w głównej mierze o popularne wówczas mordobicia na żetony, takie jak "Tekken", "Street Fighter", czy budzący spore kontrowersje "Mortal Kombat".



Esencja lat 90

Wypuszczona przez Toy Biz figurka to 90s w czystej postaci — w końcu Cable jest tym dla lat 90, czym Arnold Schwarzenegger był dla lat 80! Okazałe, połyskujące w letnim słońcu mięśnie, błyskające oko i opaska z nabojami umocowana na bicepsie to znak, że tego gościa trzeba traktować całkowicie na serio. Spójrzcie też na jego mechaniczne ramię!



Oczywiście nie mogło zabraknąć przymocowanych do pasa kieszonek, bez których lata 90 nigdy nie byłyby takie same. Kluczowy element tamtych lat, jakim były tzw. "pouches" przeniósł się nawet do czasów dzisiejszych w formie instagramowego żartu Roba Liefelda, który po pozytywnej reakcji fanów przemienił się w postać debiutującą właśnie teraz w regularnej serii!


Lata 90 — kieszonki mieli wówczas wszyscy! W tamtych czasach ilość kieszonek określała niejako twoją męskość. Jeśli byłeś bohaterem komiksu, to gdy nie miałeś kieszonek, prawdopodobnie w ogóle nie liczyłeś się w grze. Kieszonki definiowały to, kim jesteś, a jeśli spojrzymy na to, że Rob Liefeld dawał ich zawsze najwięcej, a już w szczególności swojemu wielkiemu (dosłownie) ulubieńcowi, to wychodzi na to, że Cable był niekwestionowanym numerem jeden w uniwersum Marvela!



Naramienniki & nakolanniki

Drugą kwestią były shoulder pady. Musiały być one bezwzględnie wielkie i nabite niczym skórzana sofa lub mięśnie noszącej je postaci, które często były podobnych rozmiarów co wspomniany mebel.


Myślicie, że ktokolwiek w latach 90 zapomniałby o tak szalenie istotnym elemencie wyposażenia, jakim są nakolanniki? Nathan Summers, podobnie jak cała reszta jego klonów czy postaci mniej lub bardziej inspirowanych nim, miał nakolanniki jak się patrzy stanowiące punkt wyjścia dla nakolanników w ogóle!


Co by się jednak nie działo, nie można zapominać o tym, że Cable w swym komiksowym debiucie, czyli 87 numerze "The New Mutants" wyglądał zupełnie inaczej, a look, który możemy teraz podziwiać, pochodzi z początków serii "X-Force", która nadeszła rok później. Wtedy to nasz bohater zadomowił się już w drużynie X-men na dobre, stając się jednocześnie patriarchą młodocianych mutantów. Ta wersja Cable’a jest jednocześnie wersją najbardziej klasyczną i kojarzyć ją możemy też m.in. z jego gościnnego występu w solowej serii War Machine czy udziału w emitowanym w latach 1992-1997 i znanym również w polskim widzom serialu animowanym o przygodach X-Men.


Figurka, jak na wczesny Toy Biz przystało, jest mega uproszczona, a wiele detali zostało potraktowane bardzo umownie. Dzięki temu zabawka jest bardzo zgrabna, niezwykle estetyczna i posiada spory play value. Cable z Toy Bizu zachowuje cały swój niezwykły charakter, nie skupiając się zanadto na szczegółach, ale w odpowiedni sposób eksponując je, dla tych, którym na nich najbardziej zależy.



"Hi-jaaa!"

Wspominałem Wam o jego specjalnym ruchu? Cable jak wiele figurek z tamtego okresu posiada swój special move, którym jest przypominający cios karate ruch prawą ręką, wyzwalany za pomocą małej dźwigni umieszczonej na plecach figurki.


Zakres ruchów figurki jest niemalże standardem, jeśli chodzi o tamte czasy. Cable posiada pionowe punkty artykulacji w biodrach i kolanach, a także obojgu ramion, z tą jednak różnicą, że o ile prawa ręka zarezerwowana jest dla wspomnianego wcześniej ciosu specjalnego to ta lewa poruszać się może jedynie w poziomie. Zobaczcie sami!


Zabrakło niestety akcesoriów, czyli wielkiego gnata, który pewnie zgubił się gdzieś przez te wszystkie lata, kiedy to figurka krążyła pośród różnych właścicieli.



"Bodyslide by one!"

Jeżeli chodzi o aspekt czysto techniczny, to figurka zachowała się w doskonałym stanie. Nieliczne otarcia i rysy są ledwo widoczne, a mechanizm działa niezwykle gładko. Plastikowy Cable wygląda, jakby przebył podróż w czasie, co zważywszy zarówno na jego komiksowy origin, jak i późniejsze przygody, jest opcją, którą nie sposób tak od razu odrzucić.



Nostalgia Mode

Jak zapatruje się na całość? Toy Biz Cable AD 1992 to swoisty przycisk uwalniający ogromne pokłady nostalgii. Jeśli dodamy do tego fakt, że jestem wielkim fanem Roba Liefelda, wielkim fanem Cable’a, stylistyki lat 90 i mam do tego ogromny sentyment do figurek Toy Bizu to wynikiem będzie eksplozja na miarę Wielkiego Wybuchu, dająca początek stosunkowo krótkiej, choć wspaniałej epoce mięśniaków, gigantycznych laserowych pistoletów, wojen cyborgów, podróży w czasie i niesamowicie pięknych kobiet.

Na zakończenie jeszcze mały pogląd na to, jak figurka prezentuje się na tle dwóch pozostałych, recenzowanych przeze mnie uprzednio i wydanych w latach 90 przez Toy Biz bohaterów — Randoma i Blade’a.



Komentarze

  1. Bardzo fajna, konkretna recenzja świetnej figurki :) Jeśli chodzi o Toy Biz to do dzisiaj mam Spider-mana z 1994 roku ze świetną artykulacją z serii The New Animated Series (gdzieś około 13 punktów artykulacyjnych posiada ta figurka) Posiadam też Venoma z 1995, który ma gumową maskę, a pod spodem jest głowa Eddiego Brocka, świetny patent, bo sama figurka z założoną maską Venoma też świetnie wygląda i wcale nie wygląda jak osobna część, po za tym figurka jest duża jest duża i masywna :)
    Świetna strona, będę zaglądał! :) Jeśli chcesz podsyłam Ci linka do mojego bloga http://rolkawspomnien.blogspot.com/ gdzie również piszę o starych figurkach, kreskówkach, filmach i wielu innych rzeczach z lat 80-90-tych :) Bardziej się udzielam na Facebooku, ale na blogspotcie też coś czasem skrobnę ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla