Przejdź do głównej zawartości

Rambo w wersji zombie — czyli recenzja Deathloka z Marvel Legends


Na początku tego roku swoją premierę miała nowa seria figurek Marvel Legends funkcjonująca pod jakże zgrabnym tytułem — Deadpool Wave. Przyniosła nam ona nie tylko mocno klasyczne designy postaci, mniej lub bardziej powiązanych z Wadem, ale także samego Wilsona w dwóch wersjach kolorystycznych. Spora część propozycji pochodzących z tej właśnie fali warta jest co najmniej bliskich oględzin, a oprócz Cable’a, Domino i równie ciekawie prezentującego się "gospodarza" moją uwagę przyciągnął także pewien brzydal, którego kojarzyć możecie m.in. z ostatniego odcinka "Nostalgii".







Wszyscy jesteśmy Deathlokami

Tegoroczny Deathlok wzorowany jest niewątpliwie na Dethloku Prime, czyli alternatywnej wersji tego cyborga pochodzącej z Ziemi-10511 i zaprezentowanej w wydanym w 2011 roku szóstym numerze runu Ricka Remendera zatytułowanego "Uncanny X-Force", będącego jednocześnie pierwszym numerem story arcu "Deathlok Nation" (nie bójcie się — to wszystko tylko wygląda na skomplikowane). Poza zmianą kilku elementów mamy od czynienia z niemalże perfekcyjnym odwzorowaniem designu całej postaci i o ile komiks nie specjalnie mnie urzekł, to o Deathloku z Marvel Legends mogę powiedzieć coś zgoła odmiennego.



"Say hello, to my little friend!"

Choć co prawda mamy tu do czynienia z Deathlokiem z X-Force to wielki gnat i wywołująca ciarki na plecach, nieprzenikniona biel prawej źrenicy sugeruje również delikatne nawiązanie do zupełnie innego dzieła. Przy wydawanej w latach 2009-2010 w ramach Marvel Knights 7-odcinkowej serii zatytułowanej po prostu "Deathlok", przygody Michaela Collinsa wypuszczane w latach 90, czy wspomniane przed momentem trochę nowsze dzieje, przypominają raczej ugrzecznione perypetie poczciwego wujaszka. Biorąc za przykład dwie skrajności, można bowiem stwierdzić, że podczas gdy Collins (którego figurkę recenzowałem dwa tygodnie temu) w miarę możliwości stara się unikać przemocy, to Deathlok AD 2009 dosłownie nurza się w niej i czerpie całymi garściami z ponurej wizji przyszłości, w której reality show oparte na zabijaniu stało się najbardziej popularną rozrywką na świecie.





Śmierć na wizji

Deathlok kroczy nieprzejednanie, brodząc we krwi swoich wrogów, podczas gdy miarowe tempo wystrzałów rozrywa ich na kawałki, sprowadzając tym samym do roli zwykłego mięsa armatniego. Patrząc na obrotową, potrójną lufę, jego wielkiego jak stodoła działa maszynowego, można wręcz usłyszeć furkot wypluwanych pocisków i poczuć na sobie wilgoć krwi bryzgającej z rozszarpywanych regularnymi seriami kawałków ciał układających się przed nami w kilkupiętrowy, ociekający posoką stos.



Wspaniałym rozwiązaniem jest mocowany z lewej strony pas z nabojami. Podczas gdy posiadająca pionowy punkt ruchu w nadgarstku prawa ręka Deathloka, dopasowana jest idealnie by trzymać to wielkiego działo w należytej pozycji — lewa stworzona została właśnie po to, by sprawować w tym czasie pieczę nad pasem z amunicją (albo po prostu podtrzymywać od spodu tego gnata wielkości stodoły).







Dodany do zestawu, lekko podniszczony już handgun (świetny zabieg swoją drogą — pasuje idealnie do mrocznego wizerunku cyborga z przyszłości) jest bronią niemalże żywcem wyjętą z komiksu "Uncanny X-Force", a umieszczona przy pasie Deathloka i bardzo uproszczona ze względów praktycznych kabura pasuje do niego idealnie. By broń nie osunęła się zanadto i nie wypadła podczas pozowania figurki, umieszczono na celowniku małą, wypukłą kropkę, będącą swoistym gwarantem bezpieczeństwa.







Oblicze śmierci

Najbardziej przerażającym, a zarazem jednym z najlepiej wykonanych elementów figurki Deathloka jest jego charakterystyczna, beznamiętna trupia twarz, na której zaobserwować możemy częściową degradację wynikającą z postępującego rozkładu zwłok. Brązowa, odpadająca płatami i pokryta żółtymi plamami skóra wywołuje zarazem mdłości, jak i wwiercające się w tył głowy uczucie niezdrowej fascynacji, a nasz bohater wygląda tak, jakby wstał z grobu tylko po to, by patrzeć swoimi martwymi oczami, jak cały świat staje w płomieniach, a ludzie zamieniają się w krwawiące strzępy mięsa.






Skoro już o oczach mowa, to Deathlok w wydaniu Marvel Legends posiada nie tylko wierne komiksowi, żółte, biomechaniczne oko, ale i tkwiące w mniej uszkodzonej części ciała oko ludzkie. Pokryta bielmem i upchnięta w rozkładającym się mięsie gałka oczna jest jednak doskonale znanym z komiksów symbolem, który wyraźnie sugeruje nam, że nie mamy już do czynienia z istotą ludzką, a kimś w rodzaju nadczłowieka, lub wręcz przeciwnie — zombie.




Powrót do korzeni

Wspomniane na początku elementy takie jak life-line Deathloka czy jego buty, nawiązują bezpośrednio do klasycznej wersji postaci z 1974 roku, a sama figurka posiada także odczepiany i rzecz jasna obowiązkowy, kultowy już plecak. W przypadku runu Ricka Remendera postać Deathloka posiadała wyłącznie "gołe" naramienniki, ale skoro twórcy pokusili się już o tak oczywiste nawiązania do klasyki, to nie mogło zabraknąć i owego ikonicznego wręcz plecaka.



Kolejnym, choć w tym przypadku znacznie bardziej humorystycznym ukłonem w stronę klasyki są ewidentnie stylizowane na lata 70 szorty Deathloka, które jak na delikatne mrugnięcie w stronę fanów przystało, są elementem doskonale wpasowującym się w całą kompozycję i nierzucającym się zbytnio w oczy.



Warto odnotować, że zgodnie z komiksowym pierwowzorem, na swoje miejsce powróciła również amerykańska flaga, która jest wspólnym elementem zarówno dla wersji Deathloka z lat 70, jak i tej sprzed siedmiu lat. Deathlokowi z Marvel Legends niczym Collinsowi, osłonięto również za pomocą kostiumu, jego lewą rękę, tworząc ciekawe wrażenie równowagi.


Wszystko to działa w obie strony bowiem poza umieszczeniem mnóstwa dodatków i mrugnięć do fanów, figurka Deathloka została również lekko uproszczona, a doskonałym tego przykładem może być nie tylko wspomniana wcześniej zredukowana do roli obręczy przy pasku kabura, ale i żółte obwódki na kostiumie występujące dookoła barków, których wersja figurkowa została w tym przypadku pozbawiona. Jest to jednak zmiana czysto kosmetyczna, będąca tym samym pierwszym krokiem w kierunku znacznego uproszczenia całości i nadania większego znaczenia poszczególnym, równie drobnym elementom.



Prosta droga do perfekcji

Malowanie jest nie tylko bardzo proste, ale i szalenie estetyczne. Dominuje tu minimalizm, który perfekcyjnie zgrywa się z mocno klasycznym lookiem naszego bohatera. Żeby nie było jednak zbyt cukierkowo to przynajmniej w moim egzemplarzu, szyja pomalowana jest niebyt dokładnie. Niemniej jest to kwestia na tyle drobna, że można ją bez wahania pominąć podczas ogólnej oceny figurki, bowiem tego typu jednostkowe błędy mogą zdarzyć się praktycznie w każdym przypadku.



Extreeeme!

Rzeźba po prostu zachwyca! Deathlok z Marvel Legends jest postacią nie tyle atletyczną, ile wręcz zwalistą (może nie aż tak bardzo, jak Nuke — ale jednak!). Można powiedzieć, że został on stworzony niemalże na cudowną i znaną wszystkim modłę lat 90, a liczba kieszonek, w które wyposażony jest nasz bohater, przyprawia o dreszcze (szczególnie fanów Roba Liefelda) — wyposażona w nie jest bowiem nawet kabura na pistolet!


Sporą dozę względnego, bo wszakże komiksowego realizmu wnosi do rzeźby nie tylko podniszczony pistolet, ale i plecak Deathloka, na którym twórcy również nie omieszkali zostawić całej masy śladów użytkowania, w postaci różnorakich otarć, zadrapań i wgnieceń.


Wszystko to wzięte do kupy dodaje to figurce sporego pazura i sprawia, że mimo tego, iż Deathlok i tak jest już przecież wielkim gościem z nienaturalnie wielką spluwą, to staje się jeszcze bardziej dziki i surowy, przeskakując tym samym o dobre kilka oczek w rankingu największych figurkowych badassów ever.



Podsumowanie

Deathlok z Marvel Legends Deadpool Wave jest niemalże perfekcyjnym uosobieniem zabójczego cyborga (90s back!), jak i figurką zupełnie kompletną. W designie dominuje zauważalna gołym okiem staranność wykonania oraz wspaniała gra detalami, a sam Deathlok wzbogacony został o liczne smaczki, które dopełniają, bogatej już i tak całości, tworząc z tej figurki nie tylko znakomite odwzorowanie postaci z runu Remendera, ale i jakiejkolwiek wersji Deathloka ever. Figurka ta z hukiem przetacza się przez wszystkie dekady po kolei, wyciągając z nich to, co najlepsze i składa w jedno, kumulując przy tym ogromną ilość sentymentu zmieszanego z zachwytem, uczuciem niepewności, swego rodzaju doniosłości, a nawet i pewnego obrzydzenia. Jednym słowem tegoroczna propozycja od Marvel Legends ma wszystko, czego potrzeba, by zaprezentować postać Deathloka w pełnej, budzącej skrajne emocje krasie. Genialnie!


Dla zainteresowanych 

Cena: ok. 20$
Wysokość: 17 cm
Strona producenta: Hasbro.com



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla