Przejdź do głównej zawartości

Kosmiczny Kowboj — czyli recenzja Agenta Anti-Venoma z Marvel Legends


Nie będę ukrywał — o Agencie Venomie miałem dość mizerne pojęcie. O Agencie Anti-Venomie zaś, jeszcze mniejsze. Co prawda, swego czasu przeczytałem całą masę klasycznych komiksów z Venomem, ale zeszytówki opowiadające o kosmicznych przygodach Flasha Thompsona, które kupiłem prawie 3 lata temu podczas Dnia Darmowego Komiksu (albo Dnia Batmana?) w Poznaniu, to już zupełnie inna historia. Gdyby nie ta figurka, najpewniej spędziłyby w pudle kolejne 3 lata, a może nawet i więcej. Cóż, jak widać, na wszystko w życiu przychodzi odpowiednia pora. Dlaczego więc kupiłem tę figurkę? Agent Anti-Venom z Marvel Legends urzekł mnie pod względem czysto estetycznym. Niebagatelną rolę odegrały kozackie naramienniki, pancerz, solidny zestaw broni, oraz dorodne, ale to naprawdę DORODNE kieszonki (Rob Liefeld byłby dumny!). Takie trochę 90s, w nieco uwspółcześnionym wydaniu.

Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało.



Chcąc się błyskawicznie doedukować, sięgnąłem więc po niezbędną literaturę. Zacząłem od "Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha", gdzie nasz nowy (dosłownie nowy) przyjaciel niedawno zadebiutował. Muszę przyznać, że miniseria z 2018 roku jest całkiem przyjemnym czytadłem.



Po drugiej stronie lustra.

Agent Anti-Venom. W pierwszej chwili pomyślałem sobie: "zaraz, co?" Genealogiczne drzewo symbiontów, już bez niego było labiryntem, po który można by błądzić całymi godzinami. Wiecie, skąd wziął się nasz dzisiejszy bohater? Wyobraźcie sobie śnieżny, zimowy wieczór. Flash Thompson wkrada się do laboratorium Alchemaxu, by odzyskać symbiont. W środku spotyka jednak Eddiego Brocka, który jak nietrudno się domyślić, jest również ślepo zapatrzony w czarnego gluta, który aktualnie związany jest właśnie z nim. Wówczas stajemy się świadkami scen rodem z galaktycznej telenoweli. Między mężczyznami dochodzi do sprzeczki, a symbiont nie mogąc zdecydować, którego nosiciela wybrać postanawia spętać ich obu jednocześnie. W tym momencie do laboratorium wpada zatroskany Spider-Man. Tak się akurat składa, że w dwóch ogromnych beczkach znajduje się pewna substancja, stworzona na bazie Anti-Venoma. To nowe silniejsze serum, które ma za zadanie niwelować toksyczny wpływ symbionta na swojego hosta oraz ułatwiać kontrolę nad kosmicznym babolem. Parker niewiele myśląc, wylewa całą zawartość ogromnego zbiornika wprost na Flasha i Eddiego. Bach! Symbiont w okamgnieniu ustępuje, a Thompson zyskuje zupełnie nowego, tym razem białego niczym śnieg na Giewoncie przyjaciela, który nie dość, że doskonale odwzorowuje kostium Agenta Venoma, to posiada również pewne, specjalne właściwości.



Dotyk Midasa w wersji EXTREME!

Biorąc pod uwagę główny składnik serum oraz to, że jego twórca dr Steven nie przeprowadził jeszcze potrzebnych testów, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie on miał bardzo, ale to bardzo negatywny wpływ na naszego lepkiego kosmitę. Oblany substancją Thompson staje się więc zupełnym przeciwieństwem Venoma do tego stopnia, że jego dotyk zabija symbiont w przeciągu paru sekund. Mocne… i bolesne, również dla Flasha, który z całego serca tęskni za dawnym przyjacielem, z którym przeżywał dni swej największej chwały jako jeden z Avengerów i członek Guardians of the Galaxy.



Love Hurts

Podobnie jak Brock, Flash jako agent Venom również nie pierdoli się w tańcu, ale zamiast zjadać mózgi woli rozsmarowywać je po ścianach przy pomocy broni palnej. Głównym motorem napędowym jego działań jest nieustająca ucieczka przed poczuciem bezsilności i bycia zupełnie niepotrzebnym. Nękany przez duchy przeszłości, pozbawiony obu nóg i popadający w alkoholizm weteran wojenny za sprawą kosmicznego symbiontu staje się na powrót bohaterem, a jego nowy towarzysz broni otwiera przed nim zupełnie nowe możliwości.



To samo, tylko że inaczej

Figurka, z którą mamy dziś do czynienia została wydana jako tak zwany Fan Channel Exclusive i uświetniła zeszłoroczne obchody 80-tych urodzin Marvela. Głównym powodem pojawienia się tej wersji był najpewniej fakt bardzo słabej dostępności poprzednika, czyli Agenta Venoma z Marvel Legends Infinite Series, który wprowadzono do sprzedaży jako pierwszy, testowy "Exclusive" dla sieci sklepu Walgreens. Jak nietrudno się domyślić, do produkcji nowego wersji "anti" użyto zwykłego Agenta Venoma. Wypuszczony w 2014 roku pierwowzór najzwyczajniej w świecie przemalowano i odwrócono kolory. Hasbro ceni sobie proste rozwiązania (oszczędność zresztą też).





Mr Snowman

Już samo pudełko wyróżnia się na tle reszty, a grafika z tyłu wygląda naprawdę imponująco.
Figurka z Marvel Legends jest natomiast zgrabna i smukła. W żaden sposób nie wydaje się przytłoczona swoim dość obszernym strojem bojowym. Znakomitym rozwiązaniem są dołączane do zestawu macki, które możemy umieścić na plecach figurki, używając najprostszego w świecie wtyku. Wyskakujący z kostiumu symbiont został uchwycony w sposób naprawdę dynamiczny i godny pochwały. W każdej z rączek można też bez problemu umieścić spluwę. To się dopiero nazywa siła ognia!







Halo, czy to się rusza?

Największe wątpliwości miałem odnośnie artykulacji. Wiedziałem, oczywiście, że figurkowy Flash Thompson nigdy nie dorówna giętkością Bullseye’owi, którego recenzowałem na samym początku bloga, ale dość mocno obawiałem się, że obszerny pancerz będzie znacząco utrudniał jakiekolwiek sensowne ustawienie. Na szczęście solidną robotę zrobiły odginające się shoulder pady, które błyskawicznie dopasowują się do ułożenia ramion Agenta Anti-Venoma. Jedynymi rzeczami, do których można mieć zastrzeżenia jest unieruchomienie nadgarstków figurki i przeniesienie punktu ruchu do przedramienia, oraz combat belt, który z początku zdaje się blokować nieco lewą nogę figurki. Cóż, taka jest cena kieszonek. Po paru próbach wszystko wraca jednak do normy, a pas z naprawdę bogatym wyposażeniem staje się w miarę elastyczny. Malowanie, mimo kilku drobnych uchybień mogących zdarzyć się przy tak szczegółowej rzeźbie, również stoi na bardzo przyzwoitym poziomie.




Rzeźba. To właśnie jej należą się oklaski. Faktura naramienników, nagolenników i całej reszty pancerza została odwzorowana wręcz brawurowo. Jest drapieżnie i realistycznie! Doskonale widać wszystkie kolce, złączenia i wiązania, a pancerz, przynajmniej w teorii, jest również zdejmowany. Sam jednak nie ośmieliłem się na ten krok, ponieważ całą operację trzeba by zrobić nieco "na siłę". Poza tym, co to za Agent Venom bez zbroi? Przepraszam — Agent Anti-Venom! Gnaty, kolce i macki, to właśnie to, co duzi chłopcy lubią najbardziej!



Spluwy, spluwy i jeszcze raz — spluwy!

Właśnie, à propos gnatów. Agent Anti-Venom doskonale odnalazłby się w kosmicznej wersji "Bad Boys". Nie dość, że figurkę wyposażono w mały i całkiem zacny arsenałek (dwa Glocki i dwie MP5-tki), to chętnie sięga również po bronie z innych zestawów Marvel Legends. Im więcej spluw tym lepiej! Prawdziwy bohater musi być przecież uzbrojony po zęby!





Ciekawostką jest piąta, nieruchoma spluwa, którą wraz z kaburą doczepiono na stałe do prawego biodra Thompsona. Na całe szczęście, obie dłonie figurki wyposażono w tak zwane "palce spustowe", co nie zawsze stanowi regułę, nawet w najbardziej oczywistych przypadkach (Wystarczy zerknąć do recenzji Punishera, lub Cable’a).







Jaki werdykt?

Niczego nie żałuję. Wy też nie powinniście! Jeżeli traficie gdzieś na tę figurkę to łapcie ją bez mrugnięcia okiem. Tak dobre strzały (he he) zdarzają się bowiem niezwykle rzadko, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę niezwykle bogatą ofertę, jaką obecnie dysponuje seria Marvel Legends. Agent Anti-Venom dosłownie wymiata!



Dla zainteresowanych:

Cena: $22.99
Wysokość: 16 cm
Dostepność: BigBadToyStore

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RANKING: 7 najbardziej niepokojących zabawek w historii

Liczba 7 jest liczbą mistyczną i podobno przynosi szczęście. Przyda nam się ono zwłaszcza dziś, w wieczór święta Halloween, kiedy to eksplorować będziemy mroczne epizody z dziejów szeroko pojętego przemysłu zabawkowego. Przed Wami ranking najbardziej niepokojących zabawek, które mimo swojej, nazwijmy to niezbyt przyjaznej aparycji, lub też wywołujących gęsią skórkę skłonności, dopuszczone zostały do masowej produkcji. Nie szukajcie ich nigdzie! 7. Joly Chimp (źródło: ebay .com ) Ranking otwiera uśmiechnięta małpka obdarzona nie tylko niebagatelną urodą, ale i wspaniałym talentem muzycznym. Joly Chimp, bo tak nazywa się nasza bohaterka, szczerzy się złowieszczo, a jej wymowna mina przywodzi na myśl skazańca w trakcie egzekucji na krześle elektrycznym. Zabawka wyprodukowana przez japońską firmę Daishin zawojowała rynek w latach 50 i w ciągu swego trwającego ponad 20 lat upiornego marszu doczekała się sporej liczby alternatywnych wersji produkowanych przez różne zabawko

RANKING: 10 najgorszych figurek ever!

(źródło:tiggercustoms.deviantart.com) Mieliśmy już ranking najgłupszych figurek w historii ,  więc teraz pora na te najgorsze . Jako że w przypadku bootlegów do liczby miejsc musiałbym dopisać co najmniej kilka zer, to pod uwagę wziąłem tylko oficjalne wydania firm takich jak np. Hasbro, Mattel czy będący ikoną lat 90 Toy Biz. Tym razem przedstawię Wam figurki, które są tak złe, że aż... złe! Są brzydkie i odpychające, wywołują obrzydzenie lub uśmiech zażenowania i w przeciwieństwie do części najgłupszych figurek na świecie żadnej z nich nie chciałbym mieć na swojej półce. Wybór był naprawdę trudny, bo w większości przypadków można by tu wrzucić nie tylko pojedyncze egzemplarze, ale i całe linie figurek. Większość z obecnych tu "wybrańców" ma całą masę mniej lub bardziej paskudnych kolegów, co dodatkowo komplikowało już i tak niełatwą kwestię. W każdym razie udało mi się w końcu wyselekcjonować te kilka absolutnie najgorszych figurek, które podczas błądzenia w i

NOSTALGIA #6 — Small Soldiers (1998)

We're not toys, we're action figures! — te słowa wypowiedziane przez jednego z czołowych, plastikowych bohaterów kina akcji, do którego jeszcze później wrócimy, nadają się całkiem nieźle na rozpoczęcie opowieści o niezwykłym dziele Joe Dantego mającego swoją premierę w październiku 1998 roku, czyli niemalże 20 lat temu. "Small Soldiers", bo o nim tu mowa, jest filmem, w którym mamy do czynienia z action figures przez duże "A"! Figurki bowiem nie tylko żyją, ale i w odróżnieniu od tych z "Toy Story" nie są zbyt przyjaźnie nastawione, co stanowi wspaniałą bazę dla opowieści, której od pierwszego seansu w małym, nieistniejącym już kinie, jestem fanem. Czy marzyliście kiedykolwiek o tym, żeby mieć własną armię zabawek, którą można by szkolić, wydawać jej rozkazy, albo nie wiem... walczyć z nią o swoje życie? Jeśli chodzi o "Małych Żołnierzy" to ostatnią opcję macie jak w banku! "Wszystko inne to tylko zabawki!" Pla